Odpoczynek to nie luksus. To fundament.

Niektórzy myślą, że zawsze miałam tę „iskrę w oku”, balans i wewnętrzny spokój, który daje siłę. Ale to nieprawda, sorry.

Bo zanim zaczęłam naprawdę odpoczywać, najpierw musiałam upaść. I to dosłownie.

Samolot, karetka, lekarze bez pomysłu, co mi jest – niby wszystkie badania okej, a ja nie jestem w stanie podnieść się z fotela. Bo moje ciało było wykończone. Tyle że ja tego nie widziałam. I nie chciałam widzieć.

Byłam mistrzynią w ignorowaniu sygnałów.
W podnoszeniu sobie poprzeczki, jakbym trenowała do olimpiady w każdej możliwej kategorii: praca, dom, relacje, rozwój. Nie chciałam być „leniwa”. Chciałam być „kimś, kto daje radę”.
I przez jakiś czas, całkiem nieźle mi to wychodziło.
Aż przestało.

Potem szukałam ratunku. Ale nic nie przynosiło większego efektu, więc szybko pojawila się rezygnacja i niedowierzanie:

Czyli tak będzie wygladać moje życie?” Bo przecież nie istnieje żadna cudowna metoda, prawda? Ale jednak szukałam, jakby jakaś siła w środku mówiła: nie przestawaj.

I wtedy przyszła nidra.
Taka niepozorna. Ot, 15 minut leżenia.

Wstałam z tych 15 minut z nidrą naprawdę wyciszona i pełna mocy.
I to było przełomowe. Bo bez wysiłku, bez starania, bez presji.
Od razu wiedziałam, że to coś więcej niż technika. Poczulam, że moje życie ma szansę się zmienić. I że to coś, co zostanie ze mną na długo.

Potem były lata praktyki, nauki, obserwacji. Przyznaję, że były też eksperymenty, co się dzieje, kiedy odpoczynek z nidrą wypada z mojej codzienności (o tym innym razem, bo to ważne dośwaidczenie!).
Był też ten jeden moment na planie filmowym w Bangkoku (tak, moje pierwsze życie zawodowe to reżyserka), kiedy patrzyłam na ekipę, na życie na ulicy za oknem, całą tę rzeczywistość i pomyślałam:

„Kobiety muszą to znać. Muszą wiedzieć, że można inaczej.”

Bo to nie jest tak, że ktoś nam tę moc odebrał.
My ją oddałyśmy, porzyciłyśmy.
Gdzieś między obiadem dla rodziny a nowym projektem w pracy.
Między stomatologiem dzieci a nową wiadomością.
Między poczuciem obowiązku a zmęczeniem, które jakoś zawsze spadało na drugi plan.

Ale nasza moc nadal tam jest.
I możemy ją sobie odebrać.

Nie na chwilę.
Nie w spa, nie raz w roku.
Na codzień.

Do życia, w którym nie musisz krzyczeć na dziecko, żeby w końcu Cię usłyszało.
Do wieczorów, kiedy możesz usiąść, zamiast się złożyć, jak scyzoryk.
Do poranków, w których nie czujesz się wyczerpan@ już o 8:00 rano.

Właśnie dlatego powstała NooRA – przestrzeń łatwego odpoczynku.
Nie po to, żeby dodać Ci jeszcze jedno „zadanie”. Tylko żeby Ci coś oddać: ciebie sam@.

I twoją moc.

Żeby już nikt nie musiał wczoeśniej upadać, zanim się podniesie.

Naprawdę warto.

Mava

Masz ochotę, żeby czasem ktoś Ci przypomniał o odpoczynku? Dołącz do moich maili pełnych odpoczynku TUTAJ.

Next
Next

„Możesz odpocząć” – serio?